Podoba mi się, że wstęp sprawia, że brzmi to tak, jakby uzdrowienie było czymś, co się kończy. :) Więc kontynuuję moją podróż uzdrawiania, ucząc się. To jak życie i te nowe historie. Nipun i Marilyn zaprosili mnie, abym podzieliła się z wami historią, a ja pomyślałam, że podzielę się z wami jedną z zeszłej jesieni. Kiedy o tym opowiadam, zapraszam was do dołączenia do mnie w tej małej przygodzie i do głębszego poznania -- może spróbujcie zamknąć oczy, aby zobaczyć więcej.
We wrześniu ubiegłego roku dopiero co przybyłem do Tomales Bay. Jest w West Marin, godzinę na północ od San Francisco. Ta zatoka jest bardzo niezwykła, ponieważ z jednej strony jest rozwinięta, co oznacza, że jest tam wiejska droga, przytulna restauracja i zabytkowy zajazd. Po drugiej stronie jest tylko dzicz.
Powodem, dla którego ta druga strona jest tak dzika, jest to, że ta część wybrzeża narodowego jest nie tylko chroniona, ale można się do niej dostać tylko drogą wodną. Ograniczają liczbę kajaków i kanadyjek na pokładzie. Jest środek tygodnia, więc nie ma tam nikogo oprócz naszej małej czteroosobowej grupy. Wodujemy nasze kajaki przy baraku dla łodzi i zaczynamy wiosłować. Znajduję się twarzą do tej czystej dziczy i zbliżam się do niej uderzenie po uderzeniu.
Nie robiłem niczego podobnego od czasu, gdy ponad 15 lat temu zaczęły się wszystkie moje problemy zdrowotne. Jestem bardzo świadomy, że ta wyprawa wykracza daleko poza moją strefę komfortu. Testuje mój umysł i ciało. Zaczynam się zastanawiać: „Czy dam radę? Czy spowolnię grupę? Czy będę musiał zawrócić?”. Słyszę bicie swojego serca w uchu. W pewnym momencie wiosłowania foka wysuwa głowę. Jakieś 10 lub 20 minut później pod moim kajakiem pojawia się cień, który następnie znika w głębinach, może to płaszczka.
Przez następną godzinę wciąż wiosłujemy, a gęsta mgła zaczyna się wtaczać. Powietrze zaczyna się ochładzać, krajobraz zaczyna się zmieniać, a po prawej stronie mijamy małą wyspę. Jej drzewa są szkieletowe. Ptaki wyglądają na trochę zagubione. Czuję energię w tym miejscu, w samym środku wody, której wcześniej nie czułem. Uświadamia mi to, że wiosłujemy przez poważną linię uskoku. To tutaj spotykają się dwie największe płyty tektoniczne na tej planecie. Im dłużej wiosłuję, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że przekraczam jakiś ważny próg w sobie i coraz głośniej słyszę bicie serca w uchu.
Docieramy na drugą stronę. Jest piaszczysta zatoczka na tle urwistych klifów, i tam rozbijamy obóz. Znajdujemy się wśród paproci, dębów przybrzeżnych i trawy morskiej — rodzimych roślin, które ewoluowały nietknięte przez ludzi przez tysiące lat. Jest też rezydent szop. Jest wiele gatunków ptaków i kilka łosi. Nazywają to pierwotnym kempingiem. Nie ma łazienek, nie ma wody pitnej. Wszystko pakujesz, wszystko pakujesz. Nasza grupa, dzielimy się ciepłym posiłkiem, filiżanką herbaty i tak naprawdę po prostu popijamy tę dzicz, która jest zarówno bujna, jak i surowa. Ale prawdziwa surowość dopiero nadejdzie.
Zaczyna robić się ciemno, a potem naprawdę ciemno. Jest prawie północ w bezksiężycową noc. Kierujemy się naszymi krokami i czujemy, gdzie kończy się ląd, a zaczyna brzeg. Czuję chłodne muśnięcia słonej wody. Z latarkami wracamy do kajaków, a następnie je wyłączamy. Zaczynamy dryfować. Pozwalamy wodzie się poruszać i zaczynamy dostrzegać przebłyski nieba, gdy mgła się rozwiewa. Gwiazdy wyglądają jak diamenty lśniące na tle tej czerni i oddalone o tysiące lat świetlnych, dotykając nas.
Następnie zanurzamy nasze wiosła w wodzie i słychać plusk. Z tej ciemności wyłania się niebieskawo-białe światło, bioluminescencja emitowana przez najmniejsze stworzenia, które w przeciwnym razie są niewidoczne. Wkładam ręce do wody, a blask rozświetla się jeszcze bardziej. Czuję się, jakbym dotykała gwiazd.
Po pewnym czasie wiosłowania zatrzymujemy się. Nie ma już ruchu, co oznacza, że nie ma już fal i nie ma już bioluminescencji. Na niebie i morzu zaczynają się łączyć w jedną czerń, w której jestem zawieszony w środku, unoszący się. Nie ma czasu. Nie ma przestrzeni. Nie ma ciała. Nie widzę swojego ciała. Moja forma jest całkowicie rozpuszczona wraz z formą moich przyjaciół, wraz z morzem i klifami, i zatoczkami w pustce tego wszechświata.
Czuję siebie. Doświadczam siebie jako czystej świadomości, obserwując tę czystą esencję, energię światła, która obejmuje wszystko. Jedno to doświadczać tego w moich kontemplacyjnych praktykach, a zupełnie co innego w tej trójwymiarowej żywej rzeczywistości. Jestem przepełniony podziwem, częściowo wolnością, jakiej nigdy wcześniej sobie nie wyobrażałem, a częściowo przerażeniem. Zastanawiam się, czy mogę się wystarczająco zrelaksować, aby ujrzeć tę bezgraniczną chwilę obecną, czy mogę zaufać wystarczająco mojej samotności, aby całkowicie rozpuścić się w tej wielkiej pustce.
Jest nieskończenie wiele sposobów, w jaki mógłbym opowiedzieć to pojedyncze doświadczenie z zeszłej jesieni. Opowiadanie nowych historii, jak rozumiem, wiąże się z nowymi perspektywami, nowymi obserwacjami, nowymi wymiarami nas samych, prawdziwym pozwoleniem na ponowne stworzenie siebie. Jako osoba pisząca czuję, że moją główną rolą jest słuchanie. Jak ktoś wcześniej wspomniał, głębokie słuchanie innych, siebie, natury, wydarzeń życiowych, ale przede wszystkim milczenie, tej wielkiej pustki samej w sobie.
Kiedy to robię, często pojawia się coś zaskakującego, jak ta historia. To nie była historia, którą prawdopodobnie bym wybrał, gdybym tylko o niej myślał. Wtedy moją drugorzędną rolą jest interpretowanie tego, co pojawia się w danej chwili przede mną, w spójny sposób. Jeśli chodzi o tę historię, w tym podcaście, było to dla mnie coś, czego dowiedziałem się, pisząc swoje wspomnienia.
Kiedy zaczynałem, byłem bardzo zdeterminowany, aby napisać nową historię. Chciałem zmienić moją historię z rozpaczy na nadzieję, z choroby na zdrowie, z bezradnego pacjenta na uzdrowiciela, z izolacji na społeczność – klasyczną podróż bohatera. Ale coś zaczęło się dziać organicznie w trakcie pisania. Pisanie tego samego doświadczenia raz po raz. To jak zmywanie naczyń, pielenie lub robienie tej samej rzeczy. Ale za każdym razem, jeśli jesteśmy świadomi, jesteśmy trochę inną osobą niż poprzednio.
W pewnym momencie uświadomiłem sobie, ile razy pisałem o tym samym doświadczeniu, ale jako zupełnie inne historie i jak wszystkie były prawdziwe. Jakiś czas później zacząłem zdawać sobie sprawę, że byłem wszystkimi tymi historiami, ale byłem też w swojej istocie, żadną z nich. Nie byłem żadną historią. Byłem pusty.
To był więc taki moment rozliczenia między mną a wielką pustką pośrodku tej dziczy. Była zarówno ogromna wolność, jak i trochę strachu. Lubię definicje, lubię formę, lubię opowieści. Ale stopniowo i stopniowo, gdy zacząłem się coraz bardziej rozluźniać w tym stanie wolności, nie chciałem go opuszczać. Była po prostu taka prostota. Nie było nic, w co można by się uwikłać. Żadnego łuku narracyjnego, żadnego dramatu. Słowa, myśli, emocje i wrażenia, wszystkie zaczęły wydawać się tak głośne, tak zajęte, tak względne i nieco arbitralne.
Zakończenie pisania książki ze stanu bez historii było bardzo ciekawym eksperymentem. Ale moi nauczyciele często przypominali mi, że to taniec Jedności. Bez historii, która zawiera historię ruchu i dualności. To jest odwieczna praktyka. Gdybym miał oczy i uszy, aby je postrzegać, ciszę, bezruch i pustkę, one wciąż tam są, pomiędzy słowami i myślami – trzymają je, kształtują, definiują i dają im początek.
Zacząłem dostrzegać, że słowa i historie są sposobem, w jaki życie może grać i tworzyć samo ze sobą, przeze mnie, przez nas wszystkich. Tak jak wtedy, gdy wyłoniłem się z tej ciemności tamtej nocy, poczułem siebie jako przeszłość, ukształtowaną przez te starożytne paprocie wokół mnie, połączoną z nimi, a także moich przodków kształtujących sposób, w jaki doświadczałem tej chwili, ich informacje wplecione w moje geny i moją ekspresję genetyczną. Poczułem, że moje przyszłe ja połączyło się z potencjałem uśpionych dębów i głębokim poczuciem innej przyszłości — mnie, gdybym tam teraz nie był. Wiedząc, jak, tak jak dzicz była przede mną, gdy przybyliśmy, będzie za mną, gdy wrócimy. Tak samo było ze wszystkim innym, przeszłością i przyszłością, to samo, tylko widziane z innej perspektywy.
W moich opowieściach widzę trzecią rolę, która polega na wykorzystaniu względnych i przejściowych wymiarów mojego życia w bardzo swobodny sposób – aby tworzyć konflikt i napięcie, neutralizować ten konflikt, łączyć się z innymi i ostatecznie naprawdę grać, i obserwować, na ile sposobów mogę grać lub życie może grać samo ze sobą. Więc moje opowieści i twoje, naprawdę możemy nadać tej wielkiej pustce bogatą fakturę, wymiarowość i kształt, i nadać życiu historię samą w sobie.
Kiedy rozmyślałem nad samą nazwą tego podu, New Story Pod, słowo „nowe” naprawdę do tego nawiązuje, prawda? Nowe to coś, co dopiero niedawno zaistniało. I tak każdy z was wnosi coś nowego do istnienia ze swoich unikalnych obserwacji i doświadczeń, a czytanie przez innych waszych historii może je z kolei zmienić i uczynić nowymi. To piękna wersja manifestacji lub realizacji, lub współtworzenia formy z bezpostaciowej, widocznej z niewidzialnej. W tradycji, w której dorastałem, nazywamy to sprowadzaniem nieba na ziemię.
Pisząc historie, często doświadczałam ich osobiście i również obserwowałam, że czasami możemy popaść w bardzo poważny cel. Może próbujemy odkryć, co leży w kryptach naszej podświadomości; lub próbujemy rozszerzyć nasze widzenie niewidzialnych sieci życia; lub próbujemy zrozumieć doświadczenia. Jakoś spisanie tego może wydawać się przerażające dla naszych samoobronnych umysłów. Powaga może również powodować kurczenie się serca. I czasami czuję to kurczenie. Jeśli to poczuję, jeśli usłyszę słowa „powinienem lub nie powinienem”, przebiegające przez mój umysł, zatrzymam się, połączę się ze swoim sercem, a także połączę się z pustką.
Mam ten stetoskop pod ręką. Czasami po prostu posłucham swojego serca, a jeśli nie, to zapraszam, żebyś po prostu położył ręce na sercu. Nasze serca są tak naprawdę zaprojektowane, aby opróżniać się i napełniać w tym samym czasie, odbierając i wysyłając krew życiową z każdym pulsem. Jeśli serce się nie opróżni, nie może się napełnić. Jeśli serce trzyma się przywiązań, takich jak „chcę tej historii” lub „lubię być pełny”, nie może wysyłać. Tak samo jest z energetycznym sercem, najsilniejszym polem elektromagnetycznym w ciele. Płynie w tym wzorze torusa, jak duży pączek, wysyłając i odbierając, przekształcając energię ze wszystkim, czego dotknie.
Czasem się zastanawiam, jak by to było, gdybyśmy zmienili frazę z „moje serce jest pełne” na „moje serce jest puste”? Historie, które życie mogłoby wypełnić w tej przestrzeni, są często o wiele odważniejsze i o wiele śmielsze, niż moje małe ja odważyłoby się podzielić.
Podobnie jak w przypadku tej historii o kajaku, często mogą nas zaskoczyć, ponieważ nie jest to to, co bym wybrał. Jak by to było, gdybyśmy nauczyli się zwalniać, abyśmy mogli dostrzec pustkę i ciszę między naszymi myślami a słowami? Jak by to było, gdybyśmy mogli się uśmiechać lub śmiać z powagi naszego celu, gdy piszemy? Otwieranie serca jest jak historie, które opowiadamy. Istnieje nieskończenie wiele sposobów, aby przejść przez to samo istotne doświadczenie.
Chciałem zakończyć w ten sposób. Kilka miesięcy temu mieliśmy utalentowanego muzyka, uzdrowiciela dźwięku i przewodnika ceremonialnego o imieniu Madhu Anziani na Awakin Calls. Zamknął nasze spotkanie piosenką . W refrenie śpiewa: „Pulsuj, rozpływaj się, pulsuj, rozpływaj się – to jest życie wszechświata. Czy mógłbyś być tak zakochany, że byłbyś gotów się rozpuścić. Każda chwila do odtworzenia, po prostu do odtworzenia? To jest życie wszechświata”.
Dla mnie to również wydaje się być życiem nowej historii, która nie ma końca. Dziękuję.
COMMUNITY REFLECTIONS
SHARE YOUR REFLECTION
9 PAST RESPONSES
I feel the emptiness is what Madhu revealed in his song (my daily companion for weeks), to offer up your whole heart to the mystery ... pulse/dissolve with the life of the universe.' Eternity and light and vibration in those few fleeting moments.
Perfect timing as today begins Wild Acres Storytelling Retreat at which I'm a n attendee seeking to once again have Fun with story & let go of pressure.♡