Back to Featured Story

Piękna Historia Artysty Z zespołem Downa, który Nigdy Nie wypowiedział Ani Jednego słowa

Rzeźby Judith Scott wyglądają jak ogromne kokony lub gniazda. Zaczynają się od zwykłych przedmiotów – krzesła, wieszaka na druty, parasola, a nawet wózka sklepowego – które są w całości połykane przez nici, przędzę, tkaninę i sznurek, owijane tak gorączkowo, jak pająk mumifikuje swoją ofiarę.

Powstałe dzieła to ciasno splecione wiązki faktury, koloru i kształtu – abstrakcyjne, a jednak tak intensywnie cielesne w swojej obecności i mocy. Sugerują alternatywny sposób widzenia świata, nie oparty na wiedzy, ale na dotykaniu, braniu, kochaniu, pielęgnowaniu i jedzeniu w całości. Rzeźby, niczym dziko zapakowany pakiet, wydają się posiadać jakiś sekret lub znaczenie, do którego nie można uzyskać dostępu, poza energią, która promieniuje na zewnątrz; tajemniczy komfort wiedzy, że coś jest naprawdę niepoznawalne.

Judith i Joyce Scott urodziły się 1 maja 1943 r. w Columbus w stanie Ohio. Były bliźniaczkami dwujajowymi. Judith jednak miała dodatkowy chromosom zespołu Downa i nie mogła komunikować się werbalnie. Dopiero później, gdy Judith miała 30 lat, zdiagnozowano u niej głuchotę. „Nie ma słów, ale nie potrzebujemy ich” – napisała Joyce w swoich wspomnieniach   Entwined , który opowiada zagmatwaną historię jej i Judith wspólnego życia. „To, co kochamy, to komfort siedzenia z naszymi ciałami wystarczająco blisko, by móc się dotykać”.

Jako dziecko Joyce i Judith były zamknięte w swoim własnym sekretnym świecie, pełnym przygód na podwórku i wymyślonych rytuałów, których zasady nigdy nie były wypowiadane na głos. W wywiadzie dla The Huffington Post Joyce wyjaśniła, że ​​w młodości nie była świadoma, że ​​Judith ma niepełnosprawność umysłową, ani nawet, że w jakiś sposób jest inna.

„Dla mnie była po prostu Judy” – powiedziała Joyce. „W ogóle nie uważałam jej za inną. Gdy podrosłyśmy, zaczęłam zdawać sobie sprawę, że ludzie w sąsiedztwie traktowali ją inaczej. To była moja pierwsza myśl, że ludzie traktowali ją źle”.

Gdy miała 7 lat, pewnego ranka Joyce obudziła się i zobaczyła, że ​​Judy nie ma. Jej rodzice wysłali Judy do państwowej instytucji, przekonani, że nie ma żadnych perspektyw na konwencjonalne, niezależne życie. Niezdiagnozowana jako głucha, Judy była uważana za o wiele bardziej upośledzoną rozwojowo niż była w rzeczywistości – „nieuczącą się”. Została więc zabrana z domu w środku nocy, rzadko kiedy jej rodzina ją widziała lub o niej rozmawiała. „To były inne czasy” – powiedziała Joyce z westchnieniem.

Kiedy Joyce poszła z rodzicami odwiedzić siostrę, była przerażona warunkami, jakie zastała w państwowej placówce. „Znalazłam pokoje pełne dzieci”, napisała, „dzieci bez butów, czasami bez ubrań. Niektóre z nich siedziały na krzesłach i ławkach, ale przeważnie leżały na matach na podłodze, niektóre z przewracającymi oczami, z powykręcanymi i drgającymi ciałami”.

W Entwined Joyce opisuje w żywych szczegółach swoje wspomnienia z wkraczania w okres dojrzewania bez Judith. „Martwię się, że Judy może zostać całkowicie zapomniana, jeśli jej nie będę pamiętać” – pisze. „Kochać Judy i tęsknić za Judy to prawie to samo”. Poprzez swoje pisanie Joyce zapewnia, że ​​bolesna i niezwykła historia jej siostry nigdy nie zostanie zapomniana.

Joyce opowiada szczegóły swojego wczesnego życia z zadziwiającą dokładnością, taką, która sprawia, że ​​kwestionujesz swoją zdolność do przedstawienia własnej historii życia z jakąkolwiek spójnością lub prawdopodobieństwem. „Po prostu mam naprawdę dobrą pamięć” – wyjaśniła przez telefon. „Ponieważ Judy i ja żyliśmy w tak intensywnym fizycznym, zmysłowym świecie, rzeczy były jakby wypalone w moim bycie o wiele silniej niż gdybym spędzała dużo czasu z innymi dziećmi”.

Jako młode dorosłe siostry Scott kontynuowały swoje oddzielne życie. Ich ojciec zmarł. Joyce zaszła w ciążę na studiach i oddała dziecko do adopcji. W końcu, rozmawiając przez telefon z pracownikiem socjalnym Judy, Joyce dowiedziała się, że jej siostra jest głucha.

„Judy żyje w świecie bez dźwięku” – napisała Joyce. „I teraz rozumiem: nasze połączenie, jak ważne ono było, jak wspólnie czuliśmy każdy kawałek naszego świata, jak ona smakowała swój świat i zdawała się oddychać jego kolorami i kształtami, jak uważnie obserwowaliśmy i delikatnie dotykaliśmy wszystkiego, czując każdy dzień”.

Niedługo po tym odkryciu Joyce i Judy spotkały się na stałe, kiedy Joyce została prawnym opiekunem Judy w 1986 roku. Teraz będąc mężatką i matką dwójki dzieci, Joyce zabrała Judith do swojego domu w Berkeley w Kalifornii. Chociaż Judith nigdy wcześniej nie wykazywała większego zainteresowania sztuką, Joyce postanowiła zapisać ją do programu o nazwie Creative Growth w Oakland, przestrzeni dla dorosłych artystów z niepełnosprawnością rozwojową.

Od chwili, gdy Joyce weszła do tej przestrzeni, mogła wyczuć jej wyjątkową energię, opartą na potrzebie tworzenia bez oczekiwań, wahania czy ego. „Wszystko emanuje własnym pięknem i żywotnością, która nie szuka aprobaty, tylko celebruje siebie” – napisała. Judith wypróbowała różne media przedstawione jej przez personel ----- rysunek, malarstwo, glinę i rzeźbę w drewnie -- ale nie wyraziła zainteresowania żadnym z nich.

Pewnego dnia w 1987 roku artystka włókiennicza Sylvia Seventy wygłosiła wykład w Creative Growth, a Judith zaczęła tkać. Zaczęła od zbierania przypadkowych, codziennych przedmiotów, wszystkiego, co mogła dostać w swoje ręce. „Kiedyś złapała czyjąś obrączkę ślubną i wypłatę mojego byłego męża, takie rzeczy” — powiedziała Joyce. Studio pozwalało jej używać niemal wszystkiego, co mogła złapać — obrączka ślubna jednak wracała do właściciela. A potem Judith tkała warstwę po warstwie sznurków, nici i ręczników papierowych, jeśli nic innego nie było pod ręką, wokół głównego przedmiotu, pozwalając różnym wzorom wyłonić się i rozproszyć.

„Pierwszym dziełem Judy, jakie widzę, jest bliźniacza forma związana z czułą troską” – pisze Joyce. „Natychmiast rozumiem, że ona zna nas jako bliźniaczki, razem, dwa ciała złączone w jedno. I płaczę”. Od tego czasu apetyt Judith na tworzenie sztuki był nienasycony. Pracowała osiem godzin dziennie, pochłaniając miotły, koraliki i połamane meble w sieciach kolorowego sznurka. Zamiast słów Judith wyrażała siebie poprzez swoje promienne bryły rzeczy i sznurka, dziwaczne instrumenty muzyczne, których dźwięku nie można było usłyszeć. Oprócz języka wizualnego Judith mówiła poprzez dramatyczne gesty, kolorowe szaliki i pantomimiczne pocałunki, którymi hojnie obdarzała swoje ukończone rzeźby, jakby były jej dziećmi.

Wkrótce Judith została doceniona w Creative Growth i daleko poza nim za swój wizjonerski talent i uzależniającą osobowość. Jej prace były od tego czasu pokazywane w muzeach i galeriach na całym świecie, w tym w Brooklyn Museum, Museum of Modern Art, American Folk Art Museum i American Visionary Art Museum.

W 2005 roku Judith zmarła w wieku 61 lat, całkiem nagle. Podczas weekendowego wyjazdu z Joyce, leżąc w łóżku obok siostry, po prostu przestała oddychać. Przeżyła 49 lat ponad swoją oczekiwaną długość życia i spędziła prawie wszystkie ostatnie 18 lat na tworzeniu sztuki, otoczona bliskimi, zwolennikami i uwielbiającymi fanami. Przed swoim ostatnim wyjazdem Judith właśnie ukończyła to, co miało być jej ostatnią rzeźbą, która, co dziwne, była cała czarna. „To było tak niezwykłe, że stworzyła dzieło bez koloru” — powiedziała Joyce. „Większość z nas, którzy ją znali, myślała o tym jako o porzuceniu swojego życia. Myślę, że odnosiła się do kolorów tak, jak wszyscy. Ale kto wie? Nie mogliśmy zapytać”.

To pytanie przeplata się w całej książce Joyce’a, powtarzane raz po raz w odrębnych, ale znanych formach. Kim była Judith Scott? Bez słów, czy możemy kiedykolwiek się dowiedzieć? Jak osoba, która zmierzyła się z niewyobrażalnym bólem sama i w ciszy, może odpowiedzieć tylko, niewyobrażalnie, hojnością, kreatywnością i miłością? „Judy jest tajemnicą, a to, kim jestem, jest tajemnicą, nawet dla mnie samej” – pisze Joyce.

Rzeźby Scotta same w sobie są tajemnicami, nieprzeniknionymi stosami, których olśniewające powierzchnie odwracają uwagę od rzeczywistości, że pod spodem jest coś jeszcze. Nigdy nie poznamy myśli, które przebiegały przez umysł Judith, gdy spędziła 23 lata samotnie w państwowych instytucjach, ani uczuć, które pulsowały w jej sercu, gdy po raz pierwszy wzięła do ręki szpulkę włóczki. Ale możemy zobaczyć jej gesty, mimikę twarzy, sposób, w jaki jej ramiona fruwały w powietrzu, by odpowiednio osadzić krzesło w jego uczciwej porcji podartego materiału. I być może to wystarczy.

„Posiadanie Judy jako bliźniaczki było najwspanialszym darem w moim życiu” – powiedziała Joyce. „Jedyny raz, kiedy czułam absolutne szczęście i poczucie spokoju, to była jej obecność”.

Joyce obecnie pracuje jako rzecznik osób niepełnosprawnych i angażuje się w tworzenie studia i warsztatu dla artystów niepełnosprawnych w górach Bali, na cześć Judith. „Moją największą nadzieją jest to, że takie miejsca jak Creative Growth są wszędzie i ludzie, którzy zostali zmarginalizowani i wykluczeni, otrzymają szansę na znalezienie swojego głosu” – powiedziała.

Share this story:

COMMUNITY REFLECTIONS

3 PAST RESPONSES

User avatar
Johnmary Kavuma Jul 26, 2024
I am happy that I was able to share this story, this is so inspirational.
User avatar
Kristin Pedemonti Sep 21, 2017

Thank you for sharing the beauty that emerged from such pain. I happened upon an exhibit of Creative Growth which included your sister's work on display in the San Fran airport a few years ago and I was entranced by her. Thank you for sharing more of her and your story. Hugs from my heart to yours. May you be forever entwined in the tactile memories you have, thank you for bringing your sister to you home and bringing out her inner creative genius of expression. <3

User avatar
rhetoric_phobic Sep 21, 2017

Thank you for sharing a part of your story. I just ordered "Entwined" because I feel compelled to know more. What a tragic, inspirational, beautiful story of human connection.