Back to Featured Story

Ostatni wykład

Niedawno zostałem zaproszony do wygłoszenia specjalnego wykładu na uniwersytecie, na którym wykładam. Przyjąłem zaproszenie, choć wbrew temu, co mogą mówić moi synowie, nie lubię wygłaszać wykładów . Po pierwsze, nie jestem w tym dobry. Ponadto koncepcja wykładu sugeruje mi, że mówca zamierza przekazać z góry jakąś absolutną Prawdę, pisaną z dużej litery, a to mnie nie interesuje.

Ale ten wykład był inny. Miał być częścią serii inspirowanej książką Randy'ego Pauscha The Last Lecture . Pausch był profesorem informatyki na Carnegie Mellon University, który, stojąc w obliczu śmiertelnej diagnozy, mówił bezpośrednio do swoich studentów i współpracowników o rzeczach, które mają największe znaczenie.

Na szczęście nie jestem chory (choroba nie jest wymogiem uczestnictwa w serialu), ale starałem się wziąć przykład z Pauscha i z wypowiedzi Boba Dylana: „Nie mówmy teraz kłamstw, robi się późno”. Zamiast wygłaszać błyskotliwą tezę lub sprytny sylogizm, po prostu opowiedziałem cztery historie z serca — wszystkie, mam nadzieję, jak najlepsze historie, giętkie i otwarte, a może nawet odrobinę tajemnicze.

Oto cztery historie.

I.

Stoję w sypialni domu, w którym dorastałam. Mam cztery, może pięć lat. Moja siostra Sue, starsza ode mnie o półtora roku, stoi obok mnie, a my dwie wpatrujemy się przez okno w nocne niebo. Uczy mnie, jak życzyć sobie przy gwieździe. Cicho wypowiada słowa, rodzaj zaklęcia, a ja powtarzam je równie cicho: „Gwiazdo, jasna gwiazdo, pierwsza gwiazda, którą widzę dziś wieczorem…”. Być może po raz pierwszy czuję dziwną moc rytmicznego języka, poezji. Samo słyszenie i wypowiadanie takich słów w takich okolicznościach jest magiczne. Sue wyjaśnia, że ​​powinnam życzyć sobie czegoś: pragnienia mojego serca, bez ograniczeń. Więc tak robię. Życzę sobie pluszowego misia. Tego chcę, ale nie zwykłego misia — dużego, tak wysokiego jak ja. To prawdopodobnie najbardziej oburzająca i niemożliwa rzecz, jaką mogę sobie wyobrazić.

Tymczasem na dole moja rodzina się rozpada. Mój ojciec jest odnoszącym sukcesy prawnikiem procesowym, według wszystkich relacji błyskotliwym człowiekiem, ale kiedy pije — co wkrótce będzie miało miejsce niemal cały czas — jest wściekły, agresywny i znęca się. Rzuca talerzami, wyważa drzwi, krzyczy, uderza i rozbija rzeczy. W nadchodzących latach mój ojciec odejdzie, od czasu do czasu powróci, by nas terroryzować, ale nie wspierać. Będzie powodował ogromne cierpienie i umrze samotnie w pokoju hotelowym w centrum miasta, gdy będę w liceum.

Moja matka jest teraz na wczesnym etapie nieuleczalnej, zwyrodnieniowej choroby neurologicznej, która doprowadzi ją do depresji i kalectwa: umrze w domu, a moja siostra i ja będziemy się nią opiekować, podczas gdy obie będziemy na studiach. Będziemy biedne — bez samochodu, telefonu i, przez jeden niezapomniany okres, bez ciepłej wody.

Jakiś czas po mojej lekcji życzeń — następnego dnia, jak pamiętam, ale to nie może być prawda, prawda? — moja siostra idzie na zakupy z rodziną sąsiada. Wraca trzymając w ramionach — co innego? — jednego bardzo dużego pluszowego misia. Nosi wstążkę zawiązaną zawadiacko wokół szyi. Ma jasne oczy i różowy filcowy język. Jego futro jest miękkie i błyszczące. I jest duży — dokładnie wielkości pięcioletniego chłopca. Nazywa się Twinkles, co jest sprytne, nie sądzisz? To musiał być pomysł mojej siostry. Ja nazwałbym go Beary, albo może Mr. Bear.

Twinkles, jak się okazuje, potrafi mówić — przynajmniej, gdy w pobliżu jest moja siostra. Ma dość żywą i sympatyczną osobowość. Jest też dobrym słuchaczem. Przechyla głowę i ekspresyjnie gestykuluje. Z czasem Twinkles rozwija coraz bardziej złożone życie towarzyskie, angażując inne pluszowe zwierzęta, które również zaczynają mówić i wykazują charakterystyczne osobowości. Jim Henson jeszcze nie wynalazł Muppetów, ale geniusz Sue w tworzeniu futrzastych postaci dorównuje jego. Ona i ja zaczynamy myśleć o tej kolekcji zwierząt jako zamieszkujących miejsce, niepodległy naród. Nazywamy to Miastem Zwierząt. Oszczędzę ci szczegółów, ale ma historię pochodzenia, hymn, który śpiewamy razem, strukturę polityczną. Twinkles jest wybierany na prezydenta rok po roku, nie zważając na ograniczenia kadencji. Mamy klub, drużyny sportowe — przez jakiś niesamowity zbieg okoliczności Twinkles gra w baseball, który akurat jest moim ulubionym sportem — nawet, nie żartuję, karty kolekcjonerskie rysowane ręcznie przez Sue. Razem tworzymy skomplikowaną sieć opowieści, mitologię niemal tak bogatą i różnorodną, ​​jak mitologia starożytnych Greków.

Oto moje dzieciństwo. Z jednej strony zamęt i strach, zaniedbanie i przemoc dokonywana przez skrzywdzonych dorosłych; z drugiej strony dwójka dzieci z ogromnym rezerwuarem odwagi, wyobraźni i miłości.

II.

Jestem studentem drugiego roku na University of St. Thomas, prywatnej szkole sztuk wyzwolonych w St. Paul w stanie Minnesota. Studiuję historię i nauki polityczne: na pewno pójdę na prawo; może zostanę prezydentem. Ale najpierw muszę zapisać się na jeszcze jeden kurs języka angielskiego i nie wiem, który wybrać.

Jestem w Aquinas Hall, gdzie wydział anglistyki ma swoje biura. Słyszałem o jednym profesorze anglistyki, dr Joseph Connors. Kilka osób powiedziało mi to samo: Zapisz się na zajęcia u dr Connorsa. Podobno ostatniego dnia semestru jego studenci wstają i dają mu owację na stojąco — jest taki dobry. Postanawiam zapytać go o radę, który kurs byłby dla mnie najlepszy. To zupełnie nie w moim stylu. Jestem dobrym uczniem, ale patologicznie nieśmiałym. Siedzę z tyłu sali lekcyjnej, nie zadaję pytań i ogólnie kultywuję niewidzialność. Co mnie opętało, żeby zapukać do drzwi tego dziwnego profesora? Nie potrafię powiedzieć.

Powinienem również wspomnieć, że w tym czasie, po ukończeniu liceum, w którym obowiązywały krótkie fryzury, mam długie włosy. Mam też brodę — zaniedbaną, trochę amiszowską, trochę rosyjską. (Miałem na celu Dostojewskiego, ale mogłem wylądować na Rasputinie.) Mam na sobie buty i płaszcz z demobilu. Prawdopodobnie wyglądam jak generał Ulysses S. Grant po długiej, złej nocy.

Wielkim cudem jest to, że kiedy pukam do jego drzwi, wyglądając w ten sposób, dr Connors nie wzywa ochrony. Uśmiecha się. Wita mnie w swoim gabinecie, gdzie półki są wyłożone książkami. W pokoju nawet pachnie książkami. Pachnie nauką.

Dr Connors jest najbardziej wykształconym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkam. Co roku czyta wszystkie sztuki Szekspira. Co roku czyta także Życie Johnsona Boswella — w całości! Zna na pamięć wiele wierszy: w trakcie wykładu wpatruje się w dal i recytuje sonet Szekspira. (Kiedyś myślałem, że gdzieś jest ukryty prompter.)

Ale jeszcze nic o tym nie wiem, bo dr Connors zaprasza mnie do swojego gabinetu i sprawia, że ​​czuję, że może być dla mnie miejsce w tym miejscu. Zdejmuje książki ze swoich półek i pokazuje mi je. Mówi o pisarzach romantycznych, których będzie uczył w przyszłym semestrze — Blake'u, Keatsie, Byronie — jakby byli naszymi wspólnymi znajomymi. Często kiwam głową. Te książki to skarby; widzę to po sposobie, w jaki się z nimi obchodzi. Zawierają sekrety, które chcę poznać. Dr Connors spędza ze mną dużo czasu, jakoś intuicyjnie, jak wszyscy wielcy nauczyciele, że za pozornie prostymi pytaniami często kryją się głębsze, trudniejsze, być może niemożliwe do sformułowania pytania. Opuszczam jego gabinet na dobrej drodze do zostania specjalistą od języka angielskiego. Nie chcę już być prezydentem; chcę być dr Connorsem.

On i moi inni profesorowie i mentorzy, dzięki swojej życzliwości i zachęcie, odmienili moje życie. Dali mi nadzieję, że pewna chwiejna, na wpół uformowana historia, którą chciałem opowiedzieć o sobie, może — być może, być może, pewnego dnia — się spełni. Kiedy robiłem doktorat na Uniwersytecie Minnesoty, dr Connors zabierał mnie na lunch na początku każdego roku akademickiego do Curtis Hotel, tak jak jego mentor robił to dla niego.

Po przejściu dr Connorsa na emeryturę, po śmierci jego żony, po tym, jak sam zostałem profesorem, odwiedzaliśmy go z żoną. Dożył dziewięćdziesiątki. Choć coraz słabszy fizycznie, zawsze był hojny duchem, tak samo bystry i ciekawy jak zawsze.

Za każdym razem, gdy pukałem do jego drzwi w Rosewood Estate, część mnie z przyjemnością i wdzięcznością wspominała ten pierwszy raz, gdy zapukałem do jego drzwi w Aquinas Hall. Tego dnia traktował mnie — niechlujnego, nieśmiałego, naiwnego młodzieńca — jak poważną osobę, studenta literatury, kogoś godnego świata poezji i opowieści. I jakoś tak się stało.

III.

Jestem w Gowanda Correctional Facility w zachodnim Nowym Jorku. Dwa dni przed świętami Bożego Narodzenia, a ja zostałem tu zaproszony z powodu programu o nazwie Battle of the Books: więźniowie łączą się w drużyny i po tygodniach nauki rywalizują, odpowiadając na pytania dotyczące czterech powieści dla młodych czytelników — ponieważ bibliotekarz więzienny uważa, że ​​te książki nie będą zbyt trudne ani onieśmielające. Dzisiaj książka, którą napisałem — o pogrążonej w żałobie, kochającej baseball dziewczynie o imieniu Molly, która opanowała trudną sztukę knuckleballa — jest jedną z wybranych.

Przeszedłem kontrolę bezpieczeństwa i dostałem instrukcje, jak się tu zachowywać: Nie ujawniaj prywatnych informacji. Nie przechodź między dwoma więźniami. Nie stawaj zbyt blisko nikogo. Zostałem wprowadzony do dużego, otwartego pomieszczenia, takiego jak siłownia, gdzie mężczyźni stoją w grupach. Kilka napisów odręcznych ogłasza BITWĘ KSIĄŻEK i wymienia nazwy drużyn, które biorą udział w zawodach. Wygląda to trochę jak spotkanie towarzyskie w szkole średniej, z tą różnicą, że wszyscy oprócz bibliotekarzy są mężczyznami, a wszyscy mężczyźni noszą zielone mundury więzienne, a zamiast opiekunów są strażnicy. Poza tym jest dokładnie jak spotkanie towarzyskie w szkole średniej.

Jestem tutaj, aby oglądać rywalizację, która jest niczym nieślubne potomstwo Jeopardy! i koszykówki ulicznej: wiedza dla nerdów opakowana w piątki i gadkę o śmieciach. Ci goście wiedzą o mojej powieści więcej niż ja. Wiedzą na przykład, jaki jest ulubiony kolor matki głównego bohatera. (Morski). Liczby, jedzenie, pełne imiona drugoplanowych postaci — wszystko to zapamiętali. Znają pieprzoną kolejność odbijania piłki w drużynie baseballowej Molly. I znają inne książki równie dobrze. Rzadko zdarza się, aby drużyna nie odpowiedziała na pytanie, bez względu na to, jak niejasne. W pokoju panuje ogromna radość.

Konkurs trwa około trzech godzin. Po chwili czuję się prawie tak, jakbym znał tych gości. Zanim tu przybyłem, miałem zwykłe wyobrażenia o więźniach. Teraz widzę, że poza zielonymi mundurami więźniowie wyglądają jak ludzie, których mógłbym spotkać w sklepie spożywczym lub na meczu. Zaczynam się zastanawiać: Gdyby strażnicy i więźniowie zamienili się mundurami, czy bym to rozpoznał? Potem zastanawiam się: gdybym założył zielony mundur, czy bym się wyróżniał? Czy ktoś powiedziałby: Hej, co robi powieściopisarz ubrany jak więzień? Nie sądzę.

Kibicuję szczególnie jednej drużynie. Nazywają siebie Twelve Steppers, czy jakoś tak. Rozumiem nawiązanie: są w trakcie rekonwalescencji, próbują zmieniać swoje życie dzień po dniu. Ci mężczyźni zrobili złe rzeczy. Popełnili przestępstwa. Zranili ludzi. Ale oto są, zamierzają spędzić Boże Narodzenie w tym miejscu. Jak mogę im nie kibicować?

Potem główny bibliotekarz przyprowadza jednego z mężczyzn, żeby mi coś powiedział. Ma mniej więcej tyle lat, co ja. „Twoja książka” – mówi – „jest pierwszą książką, jaką kiedykolwiek przeczytałem”. Dziękuje mi za jej napisanie. Ja dziękuję mu za przeczytanie. Wyciąga rękę i chociaż jest to niezgodne z zasadami – zwłaszcza dlatego, że jest to niezgodne z zasadami – biorę ją i próbuję wcisnąć w nią całą siłę i nadzieję, że mi się uda.

IV.

Moja siostra, Sue, Jim Henson z West St. Paul w Minnesocie, dorastała, aby studiować nauki polityczne i język francuski na studiach i studiowała przez dwa semestry we Francji. Samouk muzyczny — pianino, gitara, bas, banjo, harfa; czegokolwiek chcesz, ona potrafi grać — występowała w różnych zespołach: bluegrass, rock, rhythm and blues, klasyka, polka, a nawet trochę punk-polka, niedoceniany gatunek. Ukończyła z wyróżnieniem studia prawnicze, pracowała w firmie specjalizującej się w prawie antymonopolowym, piła za dużo, wytrzeźwiała, założyła własną praktykę, a następnie przeszła na pomoc prawną i pracowała w St. Paul American Indian Center, zanim została mianowana sędzią Sądu Rodzinnego Hrabstwa Hennepin. Wyszła za mąż i adoptowała trzech chłopców z Korei, jednego ze specjalnymi potrzebami. Przez całą swoją karierę sędziowską była radykalną siłą, zawsze starając się, aby system był mniej szkodliwy i bardziej miłosierny.

Dziesięć lat temu, gdy zdiagnozowano u niej raka piersi i poddano leczeniu, na jakiś czas przeniosła się do sądu ruchu drogowego, ale nie mogła zrezygnować ze swojej chęci poprawy systemu. Założyła inicjatywę sprawiedliwości społecznej i udała się do dzielnic Minneapolis, które przestraszyły nawet jej komornika. Usiadła z ludźmi tam, bez togi, po drugiej stronie stołu w ośrodku społecznościowym i wysłuchała ich problemów, a następnie pomogła im ustalić, co muszą zrobić, aby odzyskać prawo jazdy.

Pięć lat temu Sue dowiedziała się, że jej rak powrócił i dał przerzuty do kości i mózgu. To stadium IV, diagnoza terminalna. Od tego czasu nie słyszałam, żeby wypowiedziała choć słowo samouwielbienia. Nie zwolniła też tempa ani trochę. Zabierała swoich synów w wiele podróży. Zorganizowała i przemawiała na konferencji na temat „Miłości i prawa” — mało prawdopodobny koncept dla Ciebie i mnie, ale nie dla Sue. Nadal gotuje i szyje. Utrzymuje praktykę medytacji i nadal pełni funkcję osobistego nauczyciela buddyjskiego dla swoich synów, przyjaciół i jednego brata.

Stworzyła również stronę internetową , na której dzieli się swoimi pracami. Jeśli ją odwiedzisz — po prostu wpisz w Google „Sue Cochrane healing” — zobaczysz, że dzieli swoje prace na kilka nagłówków. Jest tam sekcja o prawie, w której bada bardziej humanitarne modele rozwiązywania sporów. Jest tam sekcja zatytułowana Living My Life, która zawiera aktualizacje dotyczące jej zdrowia. I jest sekcja zatytułowana Power of Love. Zawiera wiersze, zdjęcia i eseje na temat współczucia. Aby do nich przejść, kliknij link, który mówi: „Kliknij tutaj, aby uzyskać bezwarunkową miłość”. Naprawdę tak jest. „Kliknij tutaj, aby uzyskać bezwarunkową miłość”. Zdecydowanie polecam to zrobić.

Około roku temu Sue poleciała do Barrow Neurological Institute w Phoenix w Arizonie na operację mózgu. Ponieważ jej mąż musiał zostać z synami, poleciałem, żeby być z nią. Wsiadłem do samolotu w Buffalo w Nowym Jorku, mniej więcej w czasie, gdy ją przygotowywano. Myślałem o tym, co robili chirurdzy, ze swoimi skalpelami, wiertłami i odkurzaczami high-tech, kiedy przelatywałem przez Góry Skaliste. Nie wiedząc, jaki będzie wynik operacji, przybyłem do Phoenix, wziąłem taksówkę do szpitala, znalazłem salę operacyjną i wszedłem na salę pooperacyjną, gdy ona zaczynała odzyskiwać przytomność.

Miała paskudną ranę na głowie — dziewiętnaście zszywek — a jej twarz była opuchnięta, jedno oko prawie zamknięte. Wyglądała, jakby przeszła dwanaście rund z Muhammadem Alim w jego najlepszych latach. Operacja, jak wkrótce się dowiedzieliśmy, była całkowitym sukcesem, przekraczającym oczekiwania.

Sue była oszołomiona, ale mnie rozpoznała i wzięła mnie za rękę. Powiedziała dwie rzeczy, raz po raz, dwie rzeczy, które zachęcam cię, abyś od czasu do czasu powiedział sobie i swoim bliskim. To słowa, których możesz użyć w niemal każdej sytuacji. Powiedziała: „Jestem taka szczęśliwa, że ​​żyję”. I: „Cieszę się, że tu jesteś”.

Oto więc: cztery historie. Żadna z nich nie ma tezy, żadnego tematu, żadnego ukrytego znaczenia. Jeśli chcesz wyciągnąć z nich jakieś wnioski, możesz to zrobić. Możesz zdecydować się zaufać podtrzymującej mocy wyobraźni. Możesz zdecydować się zapukać do drzwi nieznajomego lub otworzyć drzwi innym, jeśli możesz. Możesz zdecydować się uścisnąć komuś dłoń, nawet jeśli jest to sprzeczne z zasadami. I mam nadzieję, że klikniesz na bezwarunkową miłość. Zawsze to: kliknij na bezwarunkową miłość.

Share this story:

COMMUNITY REFLECTIONS

12 PAST RESPONSES

User avatar
Tomas Wolf Jun 6, 2018

One of the many truly special teachers at Canisius College.

User avatar
PsychDr May 21, 2018

Beautiful. Thank you Mick Cochrane. Sue sounds like an incredibly beautiful human being. You also find the light. Bless you both.

User avatar
Janelle May 19, 2018

Thoroughly enjoyed this. I liked the story of how you learned to wish upon a star. I remember that, too, learning how to do that and being very pleased and full of wonder about the new skill. I would have been around seven. I'd heard the expression in the Disney song and learning the 'Star light' rhyme gave me the tool I needed for this important skill. You and your sister are clear, bright gems.

User avatar
Tom Mahon May 8, 2018

Story #2, about Professor Joseph Connors at St Thomas University in St Paul, Minn rings very true. I took his Romantic Poets course the author refers to, and to this day I reflect on things he said about Wordsworth, Byron, Shelley et al. Gladly would he learn and gladly teach. For a small college then (1966), St Thomas had an extraordinary English Dept. The oldest teacher, Herb Slusser, only had an MA - you didn't need a doctorate when he entered teaching in the 1920s. He wrote what became the standard college text on Freshman Composition. So when I was a freshman, I really wanted to be in his class. But he told me I didn't have what it would take to keep up in that class, and that really hurt. When I was a senior he drew me aside one day and said, "You should be a writer." James Colwell and John McKiernan were also luminaries in their time. Thanks for this telling.

User avatar
R Charleson May 4, 2018

This hit me in a variety of beneficial ways. First was the notion that a "story" doesn't have to be complex, just have an easy point to make, an easy moral that we can all remember. Second, Story III brought tears to my eyes; how touching that Mick Chochrane had such an indelible influence, as recognized by the comment about his book being the "first one" read by a prisoner. Third, and most important to me, was his story about his sister, and her medical travails, of which I have experienced a very similar path: Stage 4 diagnosis with spread to the skeletal system, brain tumor, and the sequelae, but similarly to have survived to what she calls "Stage 5" [survival afterward the supposed end]. In my case I am prolonged by immunotherapy. I highly recommend her website for anyone, not just cancer survivors.

User avatar
Ginny Schiros May 4, 2018

This was beautiful and real. Thank you...

Reply 1 reply: Lee
User avatar
rhetoric_phobic May 3, 2018

Thank you. I needed this.

User avatar
donna May 3, 2018

and thank you beyond measure for introducing me to your sister's site and joyous expression and links...made my amazing love and light filled day even brighter...

User avatar
Patrick Watters May 3, 2018

My "kids" will say, "Yep, that's Pops!" ❤️

User avatar
rag6 May 3, 2018

Oh, there is meaning - a great deal of meaning - it is just not hidden. Thank you, Dr. Cochrane, for letting us look through a beautiful window into your heart!

User avatar
Cindy Sym May 3, 2018

I am moved to tears. This is possibly the best story/essay/speech I’ve ever encountered. Thankyou, Dr. Cochrane, for these four stories.

User avatar
Kristin Pedemonti May 3, 2018

The power of our human story to reveal universal truths is all right here. Thank you Mick for your courage to be so raw, real and filled with heart wisdom. I deeply resonated with your stories. So glad you are alive and here and had a sister like Sue and a professor like DR. C. ♡

Reply 1 reply: Elissa